Pierwszy raz,gdy byłem w Tatrach Wysokich,
na środku polany ,między polami,
Mieszkał góral z góralką,był to baca nad bacami,
wszyscy górale go poważali.
Zawsze późną wiosną razem z juhasami,
wyprowadzał swe owce na wielką
halę między górami otoczonej lasami,
płynącym strumykiem,sosnami i smrekami.
Tak było co roku i każdej wiosny,
baca z zaufanymi,młodymi juhasami,
Wypasali razem owce,barany,jak to u nich zwykle bywa,
u dzielnych górali.
W zrobionym porządnie szałasie przez sześć
a nawet siedem miesięcy tam przebywali.
Taki wypas redykiem się nazywa-
to olbrzymia hala,pełna świeżej,
smacznej trawy z witaminami.
Baca i jego juhasi nie mogli zostawić swych owiec
i baranów samych aż na tak długo,
Dlatego przez ponad pół roku musieli pilnować swych stad owiec
i baranów
i chronić swe stada.
Bo wokół było wiele wilków,które odpędzały psy pasterskie
lub sami górale,
Gdyż często napadały je watahy wilków,
porywały całe owce,
baca miał co do tego kilka planów.
Górale mieli piękne i madre psy,które na znany im gwizd bacy
zaganiały owcę,która się zbyt oddaliła,
A baca i juhasi potrafili piękne wygrywać melodie,
to na skrzypkach,
na ręcznie robionych fujarkach.
Echo niosło daleko te dźwięki,muzyka i śpiew juhasów
płynęła rzewnie,
aż w gardle dławiła,
Że tych głosów słuchając,często łza się w oku zakręciła,
można było jej słuchać,
serce zachwyciła.
Baca i juhasi pilnowali swych stad baranów i owiec,
mając psy pasterskie
i bicze z których strzelali,
Zawsze byli gotowi,by ratować owcę,
która oddaliła się przypadkiem od stada,
psy zaganiały a oni wołali.
Psy mieli piekne,mądre,pasterskie,gdy któraś się oddaliła,
by gdzieś indziej
pobiec w pachnące powoje,
One zaganiały je radośnie z powrotem do stada,
czy to nie fajne,sam zresztą to powiedz.
Górale to twardy i hardy naród,każdy o tym wie i mi to powie,
żyją w trudnych warunkach,
Nie boją się niczego,deszczu,śniegu,burzy,zamieci śnieżnej,
ani wilków wycia.
To dla nich rzecz zwyczajna,tak im w życiu przypadło,
musza radzić sobie,
nie gardzą też w trunkach,
Byłem tam kilka razy,bo kocham góry,
zawsze podglądałem ich codzienny styl życia.
Właśnie dzieki góralom,
mamy największą Polonię w Stanach Zjednoczonych,
Którzy pod koniec ubiegłego wieku i w początkach tego
wyjechali za chlebem i pracą.
Oscypki góralek robione przez doświadczone
i góralki młode,które uczą się
od już doświadczonych,
Bo jesienią redyk się skończy,górale bryczkami
zechcą się wzbogacić,
to też zechcą dudków i tak się bogacą.
Piękne tańce góralskie są szybkie,a góralki strojne,
piękne,kolorowe,
Górale również w świątecznych ubraniach,
ciupagi mają ostre ostrza.
Na wszystkie uroczystości,czy święta,ubierają się tak już od wieków,
Wygląda to wspaniale,cieszy oczy,jest to piękne i wyjątkowe.
Tatrzańscy górale,to ludzie pracowici,
najlepsi są w ciesielce,
Uczyli się budowy domów od swoich ojców,dziadów,pradziadów.
Ale nie pozwalają zdradzić swego fachu,
nawet przy butelce,
To ludzie honorowi,hardzi,trzymają się razem,
lecz nie lubią gotowania
i stronią od garów.
Wiersz ten,lub opowieść,jak kto uważa,napisałem z autopsji już bardzo dawno,
bo 15 wrzesnia 1979 r.
obraz
Wojciech Gerson
"Odpoczynek w szałasie tatrzańskim (Zaczarowane dźwięki, W góralskiej chacie)", 1862,
olej na płótnie, 92,5 x 134,5 cm, własność spadkobierców Leopolda Kronenberga,
utracony 1939-45
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz