wiersze sercem pisane

pewnego wrześniowego dnia...

pewnego wrześniowego dnia...

O mnie


Odszedłem 29 września 2011 r. Miałem 61 lat.Przegrałem walkę o życie. Tekst poniżej napisany w chwili zakładania bloga -31 stycznia 2011 r.. Od 20 lat piszę wiersze,ale nie tylko.Ponieważ skończyłem szkołę muzyczną,czasami do swoich tekstów komponuję również muzykę. Fascynuje mnie poezja,ale nie tylko.Lubię słuchać muzyki wszelkiego gatunku,nie lubię rapu,hip-hopu,chociaż-"Mama", piosenka grupy Boys naprawdę mnie poruszyła. Bardzo lubię czytać literaturę piękną,zarówno polską,ale nie tylko.Uwielbiam z muzyki klasycznej Chopina,Bacha,Mozarta,wszystkie walce Straussów. Z kompozytorów muzyki tzw.rozrywkowej bardzo cenię Włodzimierza Korcza,Piotra Rubika,Seweryna Krajewskiego i wielu innych,więc nie będę zanudzał. Interesuję się również sportem; piłką nożną,ręczną siatkówką i tenisem ziemnym.Z polskich wykonawców uwielbiam Ewę Demarczyk,Marka Grechutę,Irenę Santor,Andrzeja Sikorowskiego i Budkę Suflera,Anię Wyszkoni,Alicję Majewską i Edytę Geppert, oczywiście to nie wszyscy.Z literatury pięknej Sienkiewicza,Kraszewskiego, Zofię Nałkowską i wielu im podobnych.Zapomniałem o Czesławie Niemenie,którego razem z Markiem Grechutą nie ma już z nami.

ostatnie zdjęcie

ostatnie zdjęcie
z moją ukochaną nauczycielką -Stanisławą Majewską

sobota, 30 kwietnia 2011

O kotku , kogutku , lisie i zającu

Niedaleko lasu,w maleńkiej chatce mieszkali dwaj przyjaciele,
      Mądry kotek i mały kogucik,kolorowe miał piórka,lecz rozumu niewiele.
      Nigdy kotek nie mógł przewidzieć,
kiedy stanie się coś złego kogutkowi ,
      Chatka miała dwa okienka,drzwi,okna zamykane specjalnie od środka.

      Kotek był odważny,nie bał się niczego,
nawet lisa chytrego i przebiegłego,
      Który tylko czyhał,gdy kotka nie było i porwać przyjaciela jego.
      Kiedy wychodzę do sklepu kogutku,
by kupić coś do jedzenia i coś słodkiego,
      Powtarzał zawsze przyjacielowi-nie otwieraj nikomu,
bo Cię porwie  lis do lasu ciemnego.

      Pewnego razu kotek musiał iść do sklepu,
by obaj mieli coś do jedzenia,
      Znowu ostrzegał kogutka,by nie otwierał nikomu,
bo Cię lis porwie do domu swojego.
      Wychodząc z chatki rzekł do kogutka,
zamknij się dokładnie,będę niedaleko,
      Więc posłuchaj swego przyjaciela,
by nie doszło do złego,sklep jest tuż za rzeką.

      Poszedł kotek do sklepu,lecz coś go bardzo niepokoiło,
łatwowiernośc kogutka,
      A tym czasem czyhający lis na skraju lasu,
ach te smaczne kogutka udka.
      Podszedł do chatki i zmienionym głosem powiedział
-otwórz kogutku, bo idę z daleka,
      Pić mi grzecznie byś dał 
lub jeśli masz,odrobinkę chleba i troszkę mleka.

      Kogutek jak kogutek,żal mu było wędrowca,
głodnego i spragnionego,
      Że wpuścił lisa do chatki,a ten cap kogutka
 i niesie do lasu wielkiego.
      Kogutek piał ze strachu,piał z całej swej siły,
kotku ratuj mnie biednego,
      Kotek usłyszał wołanie,pędził co tchu,
skoczył prosto na lisa,
      odebrał kogutka swojego.
     
      Tak oto żyli razem kot z kogutkiem,
ale tylko do pewnego czasu,
      Lis nadal czyhał na skraju,
by znowu kogutka wyrwać z chatki i porwać do lasu.
      Kotek pewnego dnia otrzymał list od swego przyjaciela
 i dobrego znajomego,
      Że ten jest bardzo chory,by go odwiedził,
kotek postanowił odwiedzić chorego.

      Przed daleką podróżą,codziennie tłumaczył kogutkowi 
ciągle te same słowa,
      By nie otwierał chatki nikomu i bardzo uważał na lisa,
nudziła kogutka  ta cała rozmowa.
      Będę u przyjaciela daleko-mówił kotek do kogutka,
nie będziesz miał  żadnej pomocy,
      Musisz więc bardzo się strzec,
by nie wpaść w ręce tego lisa spryciarza, chuligana.

      Kiedy kotek powrócił do swojej chatki,
kogutka już dawno nie było,
      zapłakał więc kotek,
      Dlaczego mnie nie posłuchałeś kogutku,tego
,co Ci stale tłumaczyłem.
      Że lis to stary łowca,sprytny,przebiegły,
a ja Cię nie ochroniłem,
      Odtąd żył kotek samotnie w swej chatce,
żył stale bardzo przygnębiony,
      wskakiwał smutny na płotek

      Żal mu było przyjaciela,z którym żyli razem ładnych parę lat,
      Mój kogucik był taki piękny,
aż porwał go lis przebiegły i pewnie go zjadł.
      Po kilku latach kotek jednak znalazł drugiego przyjaciela,
był bardzo rad,
      Bo to był szybki jak strzała zając szary,
mądry,dzielny,wielki chwat.

     Zając zgodził się zamieszkać z kotkiem w jego chatce,
     Co dwóch to nie jeden,lepiej żyć stale, 
choć w małej gromadce.
     Cieszył się zajączek,kotek też się  cieszył,
odtąd żyli zawsze razem,
     Nie bali się już lisa chytrego,
bo lis się wyniósł,pewnie z głodu i to pełnym gazem.

     Czasami tylko kotek tęsknił za swym przyjacielem
 w kolorowych piórkach,
     Ale nic nie mógł na to poradzić,
pocieszała go znajoma jaskółka.
     Kotek z zającem urządzali zabawy,
fikołki,biegi i różne inne zawody,
     Lecz jednej nie lubili wspólnie,
ani kotek,ani zając:mieli wstręt do wody. 
    
  Wiersz ten w formie bajki napisałem dzisiaj tj. dnia 30 kwietnia 2011 r.

piątek, 29 kwietnia 2011

Tajemnica życia i śmierci

       

        Nie znamy początku ani końca swojego żywota
        To wielka tajemnica,to klucz,nie otworzysz nim wrót
        Piekła,czyśca,nieba,choć przychodzi czasem taka ochota,
        Myśli nie możesz zebrać i liczysz,ile zebrałeś w życiu zalet,ile cnót.
             
        Zadajesz sobie pytanie,czy w życiu swoim wszystko zrobiłeś,


choć to wola Twoja
        By ludzie z twego życia,nigdy nie zaznali od Ciebie krzywdy,żalu,smutku,
        Czy żyłeś w życiu cnotliwie,czy się gdzieś zagubiłeś,


czy to wina Twoja
        I jak Matka,która zawsze chciała,byś żył godnie,bez złego skutku.

        Różnie bywa w życiu,są dobrzy,źli,niegodni swego życia
        Są również tacy,którzy zawierzyli Stwórcy Najwyższemu,
        Żyją godnie i skromnie,świadomi wartości całego swego bycia,
        I nie martwią się tym,ile Bóg da im jeszcze czasu,


by dojść do już do celu.

       On jest Panem Wszechświata i on gasi płomień naszego życia,
       Dziwi mnie tylko,że przywołuje częsciej tego dobrego,szlachetnego.
       A pozostawia nam tych złych,najgorszych,przegranych swego bycia,
       Nie zrozumiem tego nigdy,ale to Jego decyzja,


jako tego Najwyższego.

       Dzisiaj na samą myśl o śmierci,zalewasz się cały potem,
       Nic Ci wtedy nie pomoże,nigdy tego nie będziesz w stanie zrozumieć.
       Zgaśnie wtedy i Twój płomyczek światła,


a wieko trumny zamknie się z łoskotem.
       Póki żyjesz,żyj godnie,szanuj bliskich i wszystkich ludzi,


to musisz juz umieć.

       Niech Ci zawsze towarzyszy maksyma,nie czyń tego,


by przez Ciebie ktoś płakał
       Ucz sie przez całe życie,żyj dobrem,szacunkiem,

modlitwą na ustach,   pomagaj bliźniemu.
       I nie wstydź się łez,dobrych uczynków,pomocy innym,nie matrw się,

       że ktoś ze śmiechu będzie skakał,
       Idź przez życie godnie,z modlitwą na ustach,


takim Stwórca wybaczy każdemu.

       Nie bój się śmierci,traktuj to jak wielkie wyróżnienie,


 wydasz ostatnie tchnienie,
       Choć Bóg nasz tron swój ma bardzo wysoko,

jednak wszystko widzi, przyśle swoje wici
       Bo jeśli żyłeś godnie,to zginie tylko Twoje nieruchome ciało

 i Twoje istnienie,
       A szlachetną duszę Twoją Bóg doceni,

weźmie Cię do swoich ogrodów, 

       tam Cię zachwyci.


    Ten smutny i nostalgiczny wiersz napisałem dzisiaj tj. dnia 29 kwietnia 2011 r.


foto ze strony
http://smierc.org/regul1.html

klik

wtorek, 19 kwietnia 2011

Ferie zimowe Kacperka

                    
                           




            W samym środku lasu,a właściwie w puszczy,stała piękna leśniczówka,
            W leśniczówce mieszkali pan leśniczy,jego żona leśniczyna,

            dwa charty olbrzymie.
            By nie chodzić codziennie do sklepu,była w leśniczówce

            jeszcze młoda krówka,
            Pan leśniczy czy latem,czy zimą,chodził po lesie z dubeltówką 

            w rękach,o poważnej minie.

            Szukał leśniczy sideł,wnyków i innych zasadzek,zastawionych 

            przez złych kłusowników,
            Kłusownicy bardzo się go bali,więc nigdy nie znalazł dużo,

            był zadowolony.
            Ale w zimie pracę miał  ciężką,bo trzeba było chodzić 

            do różnych  paśników,karmików,
            I dokarmiać dziki,jelenie,sarny i inną zwierzynę,dlatego codziennie

            był bardzo zmęczony.

            Mieli leśniczy i leśniczyna wnuczka,mieszkał daleko w mieście,

            nazywał się Kacperek,
            A że bardzo dobrze się uczył,choć miał tylko osiem lat,

            cieszyli się rodzice.
            Często na wakacje i na ferie zimowe,wyjeżdżał do leśniczówki,

            zabierając rowerek,
            I plecak bardzo ciężki,bo zabierał więcej niż potrzeba było,

            pakował je skrycie.

            Którejś zimy tata Kacperka,jak było to co roku w jego stałym planie,
            Zawoził syna do swych rodziców,pana leśniczego i babci leśniczyny.
            Kacper bardzo się cieszył,że jedzie do dziadków,będzie oglądał  

            jelenie i łanie,
            Gorrzej było u dziadka z wczesnym wstawaniem,kiedy już wstał,

             robił srogie miny.

            Bo co innego,kiedy wstawał do szkoły,a co innego,

            gdy były ferie zimowe,
            Babcia leśniczyna sama w piecu piekła pyszny chleb,

            tak wtedy pachniało.
            Dziadek miał swoją pasiekę,więc zawsze był też miód 

            a świeży chleb z miodem,
            Kacper czując zapach chleba szybko się ubierał i zbiegał do kuchni,

            gdzie już mleko stało.

            Gdy wnuk przyjeżdżał na ferie zimowe,dziadek prowadził go

             w ciekawe rejony lasu,
            Brnęli więc po kolana w śniegu,podpatrując jelenie,dziki,

            sarny i olbrzymie łosie.
            Pokazywał wnukowi paśniki dla zwierząt,ambony dla myśliwych,

            bez żadnego hałasu,
            A gdy jeszcze leży gruba warstwa śniegu,zwierzęta sobie nie radzą,

            los ich wtedy marny.

            Kiedy tak brnęli po śniegu po lesie,nagle dziadek przystanął,

             nasłuchując stale,
            Potem i Kacperek uslyszał bolesne ryki,żałosne jęki jakiegoś zwierzaka.
            Gdy dobiegli do celu,ujrzeli widok straszny,dużą sarnę,nogę miała 

            we wnykach,boleść była taka,
            Kacperkowi i dziadkowi było bardzo smutno,bo drut zawieszony

            był od krzaka do krzaka.

            Obok zaplątanej sarny stał mały,piękny,cały w kropki,malutki jelonek,

            łap wnusiu go-krzyknął dziadek,
            A sam obcążkami,które zawsze miał przy sobie,uwolnił dużą sarnę,

            trzyma ją mocno,choć była słabiutka.
            A że sarny noga była zakrwawiona i nie mogła ustać sama,

            zobacz Kacperku, jaki mamy spadek,
            Ty wnusiu musisz nieść jelonka,sam wziął ranną sarnę na plecy,
            wracamy do domu,nie bój się milutka.

            Kacperek niósł z trudem małego jelonka,dziadek sarnę wziął na plecy,
            Z wielkim trudem,kilkakrotnie musieli odpoczywać,dotarli wreszcie

            do leśniczówki.
            Babcia przygotowała szybko wszystkie opatrunki,dziadek umiał

             zwierzęta leczyć,
            Na szczęście nie ma złamania-powiedział leśniczy,czasem 

            groźniejsze są tu,sarna na razie będzie u krówki.

            Kacper się ucieszył,że sarna zostanie przez jakiś czas 

            u dziadka-leśniczego,
            A jelonkiem postanowił sam się opiekować,przy pomocy babci,

            bo ona lepiej się znała.
            Na karmieniu jelonka,bo mama sarna nie karmiła już ,

            nie braknie mu tu niczego,
            Obowiązki zostały równo podzielone,Kacper zmęczony zasnął,

             babcia się krzątała.

           Kacperek nazwał dużą sarnę Miłką,a jelonkowi nie dał żadnego imienia,
           Jak wrócę do szkoły,rozpiszę w klasie konkurs

           wybierzemy najładniejsze imię.
           Napiszę dziadkowi list,że jelonek dostał najpiękniejsze imię,

           jakie przystoi dla pieknego jelenia,
           A i babcia się uraduje  bardzo,że ukochany wnuczek 

           nie zmienia się z wiekiem, on już nam nie zginie.

           Na wakacje Kacperek jest pewny,że znowu pojedzie do babci i dziadka,
           Bo tam wszystko  w lesie wygląda tak ślicznie,są jagody,poziomki,

            maliny i jeżyny.
           Znowu to dla chłopca latem  będzie wielka frajda,dziwi się nawet

           Kacprowi sąsiadka,
           Ale on się śmieje,bo wie,tam czekają przygody,

           to dla chłopca wielka gratka.

Wiersz ten napisałem dnia 17 kwietnia 2011 r.



Tę przepiękną fotografię wykonał laureat Nagrody im. Puchalskiego  pan Marcin Nawrocki, 
strona pana Marcina: http://www.fotolens.pl/

czwartek, 14 kwietnia 2011

Bajka a może nie!

                
Gdzieś daleko,w małej chatce pod lasem mieszkał z babcią dziadek,

           Był bardzo pracowity,dobry,lecz od młodości nie lubił sąsiadek.
           Ich biała,pobielona wapnem chatka,widoczna już z oddali,
           Dziadek często siedział przed chatką,ulubioną fajkę palił.

           Wokół chatki rozciągała się duża łąka,kolorowa cała,w każdy lata dzień,
           A za nią rosła wielka,stara lipa,w upalne dni dająca ochłodę i cień.
           Gdy już zakwitła,jej zapach był cudowny,niósł się daleko ku wiosce,
           Że mieszkający tam ludzie wdychali go cały dzień,było im radośnie.

           Dziadek z babcią mieli bardzo dużo domowych zwierzątek,
           Były dwa kotki,jeden stary-bury,drugi mały-biały,stary kot miał tu swój początek.
           Była szaro-bura koza,wcinała wszystko,nawet miotłę babci zjadła,
           Nie przepuściła żadnej roślinie,nawet korę z drzew obgryzła,tak była zajadła.

           Dziadek miał ulubionego pieska,Azorka,bardzo miłą psinę,
           Który za nim wszędzie chodził,nawet w leśnej,pachnącej gęstwinie.
           Koza Rózia żyła tam już długo,babcia bardzo ją lubiła,
           Bo dawała dobre,smaczne mleko,babcia z dziadkiem codziennie go piła.

           A na łące,niby dywan rosło dużo roślin,były też maliny,
           Stokrotki,dziki szczaw,mlecze,trawa i inne pachnące rośliny.
           Pięknie było na to patrzeć,kto ją widział,oczy mu świeciły,
           Bo widok z oddali był bajkowy,serca się cieszyły.

           Dziadka piesek Azor był mądry,zaprzyjaźnił się z kotkiem małym,białym,
           Pozwalał mu na wszystko,nawet jak wchodził do budy,bo był kotkiem śmiałym.
           Tylko stara kotka patrzyła uważnie i swym doskonałym wzrokiem,
           Patrzyła z niechęcią na Azora,pełna zazdrości swoim czujnym okiem.

           Babcia miała pięknego koguta,dorodnego i kilka swych kurek,
           Których kogut uważnie pilnował,świadomy swych pięknych piórek.
           Bacznie patrzył,pilnował kurek pilnie,by nie wyszły przez dziurę w płocie,
           Lub nie porwał ich lis chytry,lub jastrząb w swym locie.

           Była u dziadka i babci krówka Mućka,mieli tez młodego konika,
           Krowa często ryczała na łące,a konik jadł trawę,skakał,czasem brykał.
           Mućka bardzo lubiła przebywać i zjadać smaczną trawę na łące,
           A konik wcinał trawę,koniczynę,płosząc skryte w trawie szare zające   
            Pewnego dnia o wczesnym poranku,kogut zapiał przeraźliwie,
           Obudził dziadka i babcię,Azora,Rózię,piejąc rozpaczliwie.
           Azor wyszedł ziewając z budy,rozejrzał się wokół i nagle zrozumiał,
           Na podwórku nie było przyjaciela,białego kotka,szczekał głośno jak umiał.

           Wszyscy kotka szukali,po podwórku całym,kotka tu nie było,
           Dziadek wąsa podkręcił,babcia łzy ma w oczach,bo ją też zmartwiło.
           Azor pobiegł do lasu,może chytry lis go złapał,zabrał do swej nory,
           Bo takiego zdarzenia,jak pamiętali wszyscy,nie było do tej pory.

           Rwetes się zrobił na podwórku,kogut piał,kury gdakały,koza meczała,
           Biegali wszyscy,gdzie tylko można było,babcia się rozpłakała.
           Dziadek podkrecił wąsa,postanowił zajrzeć do chlewika,


           gdzie świnka Chrumka stała,
           I co zobaczył,domyślacie się chyba,koło Chrumki biały kotek spał,


           a ona chrumkała.

           Dziadek wziął kotka na ręce,cieszyli sie wszyscy razem,Azor tez już wrócił,
           I za karę,że musiał tak daleko szukać,nosem malca delikatnie przewrócił.
           Odtąd wszystko było jak dawniej,wszyscy byli bardzo szczęśliwi,
           Żyli długo i szczęśliwie,a wiecie dlaczego,bo znów wszyscy razem byli.


Wiersz lub bajkę,jak kto woli,napisałem w dniu 14.kwietnia 2011 r.


http://www.republika.pl/obrazy/gal_chaty.html

wtorek, 12 kwietnia 2011

Wspomnienie smoleńskiej katastrofy


               Dzisiaj mija pierwsza rocznica smoleńskiej katastrofy tragicznej,
        Stajemy znów z wspomnieniem zeszłorocznej żałoby i licznie.
        By oddać hołd 96 najlepszych ludzi,tak drogich dla Polaków,
        Modlimy się żarliwie i w ciszy ponownie za naszych Rodaków.

        Minął rok,gdzie zdawało się,
że ta tragedia połączy nasze społeczeństwo,
        Tak się nie stało,Polacy nie są w zgodzie,
zatraciliśmy nasze człowieczeństwo.
        I żyjemy dalej w kłamstwie,obłudzie,
wyciągając nowe brudy,
        My to widzimy i straszny wstyd za Was,
bo pełno w Was kłamstw i obłudy.

        To była największa nasza tragedia 
po uzyskaniu tak oczekiwanej wolności,
        A nasi rządzący,posłowie,senatorzy,
nadal w kłótniach i złości,
        Panie Prezydencie,Premierze i nasi posłowie,


        mówicie w mediach o takich bzdurach,
        Jakbyście,sądzę nawet,co niektóre Wasze głowy,
ciągle mieli w chmurach.

        Nasi młodzi,wykształceni ludzie do rozpuku się z Was
 wszystkich śmieją,
        A my,starsi Polacy,możemy żyć tylko dumą narodową 
i małą nadzieją.
        Od jutra zaczniecie to samo,będziecie rozmawiać o bzdurach,
        Panowie,jesteście na ziemi,a swoje głowy macie wysoko w chmurach.

        Przyjeliście z pokorą niegodną Polaka,
że Rosjanie


        potajemnie w nocy zamienili tablicę,
        Wasze noty dyplomatyczne,pisma pokornie wysyłacie Rosjanom


        w to wierzę,bo tak robicie.
        Rosjanie śmieją się Wam prosto w oczy,
ja z tego się cieszę,


        bo jest jak w dobrej operze,
        Bo widzę Waszą nieudolność,brak stanowczości,jaką mieli dawni polscy rycerze.

        Którzy z orłem na sztandarach,z Bogurodzicą-Dziewicą 
szli śmiało do boju,
        A Wy boicie się,bo o ropę Wam chodzi,
Wy chcecie świętego spokoju.
        Poklepują Was po po plecach Niemcy,Francuzi i Anglicy,
to Was mile łechce,
        Nie daj Panie Boże,by się tak stało,bo będzie znowu tak,j
ak Rosja zechce.

        Kochany narodzie,przecież widzicie na co dzień,
co się w Polsce dzieje,
        Bezkarni są członkowie gangów,złodzieje samochodów,wszystko się już chwieje.
        A polskie władze chcą zapewne powtórki z historii,
niech się co chce dzieje,
        Wy macie pełne porfele,zapchane konta,
choćby przyszła zmiana,


        każdy z Was się śmieje.

        A Wy na Wiejskiej w Sejmie, Senacie, 
macie sumienia


        krwią polską oblane,
        Ja osobiście nie wierzę Wam i nie ufam,
by było inaczej,tak będzie dalej
        Obchodzić będę zawsze z pokorą 10 kwietnia,
każdego dnia i roku,
        Wy jesteście pełni niemocy,butni w słowach 
od rana do ciemnego zmroku.
    

Wiersz ten napisałem w rocznicę katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem,

dnia 10 kwietnia 2011 r.


 Fot. Daniel Spiridenkov

niedziela, 3 kwietnia 2011

Wiosna


 Nadchodzi wreszcie dla nas wszystkich kolejna kolorowa wiosna,

    Kwitną akacje,jaśminy,przyroda robi wszystko,by była radosna.
    To dostojna Pani,dzieci dawno już topiły Marzannę,jaką dało się wykonać,
    Dlatego każda była inna,ale dała dzieciom cieszyć się i radować.

    Drzewa wypuszczają już nowe,świeże liście i to jest najpiękniejsze,
    Teraz będą kwitły jaśminy,akacje,kasztanowce,to najradośniejsze.
    Potem zakwitną wiśnie,jabłonie,grusze,trawa się zazieleni,
    To dla mnie najpiękniejsze,bo świat mi da radość i się odmieni.

    Wiosna to cudowna i najpiękniejsza pora dla mnie w roku,
    Cieszyć się takim widokiem,od rana aż do zmroku.
    I czuć ten cudowny zapach kwiatów,nie wiem,jak dla kogo,
    Ale dla mnie to cud,czuć ten zapach,nie dałbym go nikomu.

    Zakwitnie różnobarwny kolor bzów,tym bardziej się raduję,
    A jak widzę i czuję zapach niezapominajek,to aż podskakuję.
    Ludzie pozrzucali z siebie ciężkie,niewygodne ubrania zimowe,
    Spacerują w lżejszych,bardziej kolorowych,to zupełnie nowe.

    Nie wiem,czy to ja tylko dostrzegam,ale każdy do każdego,
    Uśmiecha się częściej,nasze życie nabiera wymiaru innego.
    W zimie było cicho,teraz gwar i dzieci bawią się radośnie,
    Zawdzięczają to właśnie pachnącej,kolorowej wiośnie.

    Z wielką radością piszę Wam te słowa,wiosna czyni cuda,
    Jest świeższe powietrze,może też to czujecie,w zimie była nuda.
    Przylatują żurawie,zielenią się łąki ,pączki już na sosnach w lesie,
    A ja czuję,że żyję pełnią życia,nawet echo w lesie inaczej się niesie.

    Nastała pora pracy rolników,działkowców,leśników i pszczelarzy,
    Niech im nikt nie przeszkadza,bo uśmiech jest na każdej twarzy.
    Napawajcie się tym zapachem ziemi,wchłaniajcie zapach wiosny,
    To Wam przywróci dobre samopoczucie a i nastrój będzie radosny.

    Po ciężkiej pracy w znoju na swej ziemi,jesienią będziecie zbierać plony,
    Oby nie były tak ubogie,jak w zeszłym roku,by dały dwa razy tyle, 


    by nikt nie czuł się skrzywdzony.
    By wynagrodzić powodzie,huragany,wszystkie wysiłki znojne i ciężkie Wasze,
    Tego życzę z głębi serca swego,bo co zbierzecie,będzie tylko lepiej w Polsce ,


    za co wdzięczne serca nasze.

    Łąki zielone,pachnące,ubrane w stokrotki i mlecze jak kobierce,
    Nie wiem,czy Was zaskoczę,zobaczycie jak ja,jak łapie to za serce.
    Nie dziwcie się choremu,starszemu człowiekowi,że tak kocha wiosnę,
    Ale leży to w mej naturze,gdy wyjrzę przez okno,życie mam radosne.


Wiersz ten napisałem dzisiaj,tzn.dnia 03.04.2011 r.

Przedwiośnie




     Mamy nareszcie przedwiośnie,choć noce i ranki są zimne,
     Ale to przecież dopiero koniec marca,więc to jest nagminne.
     Spod śniegu wyłaniają się białe,piękne,górskie krokusy i przebiśniegi,
     Wnet nasze otoczenie i krajobraz niedługo się zmieni.

     Cieszę się z tego,nienawidzę mroźnej,długiej zimy,długich nocy,
     Zamykam się wtedy w domu,jak w skorupie,wypatrując słońca mocy.
     Nie mam na to wpływu,natura sama dobrze wie co i kiedy robi,
     Jeszcze kilka tygodni i doczekamy wiosny,wkrótce cieplej się zrobi.

     Już na krzewach pojawiają się pączki i to bardzo cieszy,
     Zobaczy to tylko ten,kto dobrze obserwuje,chodzi jako pieszy.
     Wszystko się wtedy widzi dokładnie,czuć jak zbliża się wiosna,
     Codziennie to widzę i cieszę się bardzo,że zima już poszła.

     Na spacerach obserwuję krzewy,na nich pączki,bazie szare,
     Prawie białe,głaszczę je delikatnie,to jest tak wspaniałe.
     Słońce wyżej świeci,dzień jest coraz dłuższy,ludzie spacerują,
     Ludzie weselsi,dzieci biegają,ulubionej wiosny tak bardzo czekają.

     Coraz więcej przylatuje ptaków,bocianów,bo też wiosnę czują,
     W gniazdach robią porządki,spieszą się,bo niedługo inne przylatują.
     Świergocą od rana do wieczora,ich piosnki,słychać ich już wiele,
     Bo niedługo doczekają się przylotu bliskich,wtedy będzie wesele.

     Nie brnie się już po śniegu,błocie,idąc do pracy,po zakupy,do lekarza,
     Ludzie się uśmiechają,są ruchliwsi i dzień w dzień wszystko się powtarza.
     Przedwiośnie ma też swoje uroki,choć trwa bardzo krótko i szybko odchodzi,
     Ustępuje wiośnie,która w pełni kolorów,nie wiem skąd do nas tak nagle przychodzi.


Wiersz ten napisałem 28 marca 2011 r.





zdjęcie ze strony

http://pejzaz.blog.onet.pl/4,AU2024435,index.html