OCZAROWANIE
Gdy po raz pierwszy Ciebie ujrzałem,
Późną wiosną pachniały kasztany.
Stałem jak wryty,nagle oniemiałem,
Od pierwszego wejrzenia byłem zakochany.
Byłaś tak powabna,też jak ja nieśmiała,
Gotów byłem z ogrodu zerwać wszystkie kwiaty.
Stałaś w słońcu,jak dziewczynka mała,
Chciałem do nóg Ci upaść,czytać poematy.
Lecz z nieśmiałości wielkiej,nie mogłem dać kroku,
By Ci wszystko wyznać,co leży w mym sercu.
Na Twą twarz nie śmiałem jednak podnieść wzroku,
Klęczałem więc na trawie,zielonym kobiercu.
Wreszcie mnie zobaczyłaś,lekko uśmiechnięta,
Ja spętany okowami strachu,spięty całym sobą.
Zaczęłaś iść do mnie lekko w pasie zgięta,
Myślałem na początku:koniec chłopcze z tobą.
Lecz Ty podeszłaś do mnie pełna zadumania,
Ja z trudem wstałem,podając Ci kwiaty.
Wzięłaś delikatnie pęk róż,czekając wyznania,
Ja ze wzruszenia,w słowa nie bardzo bogaty.
Stałem,zaschły w gardle słowa powitania,
Byłem gotów uciekać,lecz mnie zatrzymałaś.
Nie wiedziałem jak zacząć,brak mi było zdania,
Jednak coś wykrztusiłem,bo się roześmiałaś.
Wzięłaś mnie za rękę,poszliśmy przed siebie,
Kwiaty przytuliłaś lekko do swej pięknej twarzy.
Ja czułem się przy Tobie,jakby w siódmym niebie,
Chciałbym ten moment zatrzymać,plączą się wyrazy.
Tylko kiedy Ci powiem,że kocham Cię bardzo,
Muszę znaleźć w końcu tę chwilę jedyną.
Nieśmiałymi chłopcami dziewczyny też gardzą,
Byś została na zawsze,tą moją dziewczyną.
Jeszcze upłynie trochę czasu,zanim się odważę,
Powiedzieć Ci wszystko,ty moja jedyną.
Nadejdzie jeszcze ten dzień,gdy zbliżą się twarze,
Moja delikatna,piękna,powabna dziewczyno.
08 grudnia 1987 r .
Gdy po raz pierwszy Ciebie ujrzałem,
Późną wiosną pachniały kasztany.
Stałem jak wryty,nagle oniemiałem,
Od pierwszego wejrzenia byłem zakochany.
Byłaś tak powabna,też jak ja nieśmiała,
Gotów byłem z ogrodu zerwać wszystkie kwiaty.
Stałaś w słońcu,jak dziewczynka mała,
Chciałem do nóg Ci upaść,czytać poematy.
Lecz z nieśmiałości wielkiej,nie mogłem dać kroku,
By Ci wszystko wyznać,co leży w mym sercu.
Na Twą twarz nie śmiałem jednak podnieść wzroku,
Klęczałem więc na trawie,zielonym kobiercu.
Wreszcie mnie zobaczyłaś,lekko uśmiechnięta,
Ja spętany okowami strachu,spięty całym sobą.
Zaczęłaś iść do mnie lekko w pasie zgięta,
Myślałem na początku:koniec chłopcze z tobą.
Lecz Ty podeszłaś do mnie pełna zadumania,
Ja z trudem wstałem,podając Ci kwiaty.
Wzięłaś delikatnie pęk róż,czekając wyznania,
Ja ze wzruszenia,w słowa nie bardzo bogaty.
Stałem,zaschły w gardle słowa powitania,
Byłem gotów uciekać,lecz mnie zatrzymałaś.
Nie wiedziałem jak zacząć,brak mi było zdania,
Jednak coś wykrztusiłem,bo się roześmiałaś.
Wzięłaś mnie za rękę,poszliśmy przed siebie,
Kwiaty przytuliłaś lekko do swej pięknej twarzy.
Ja czułem się przy Tobie,jakby w siódmym niebie,
Chciałbym ten moment zatrzymać,plączą się wyrazy.
Tylko kiedy Ci powiem,że kocham Cię bardzo,
Muszę znaleźć w końcu tę chwilę jedyną.
Nieśmiałymi chłopcami dziewczyny też gardzą,
Byś została na zawsze,tą moją dziewczyną.
Jeszcze upłynie trochę czasu,zanim się odważę,
Powiedzieć Ci wszystko,ty moja jedyną.
Nadejdzie jeszcze ten dzień,gdy zbliżą się twarze,
Moja delikatna,piękna,powabna dziewczyno.
08 grudnia 1987 r .
klik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz